Niby nic, a tak to się zaczęło
Środa , 12.03.2020 r, dzień jak co dzień, zbliża się południe, pracuje sobie zdalnie z domu, jak to zawsze w środy i w piątki, skupiona na służbowych obowiązkach, z kotem leżacym na moim biurku, tuz obok komputera, gdy nagle dostaję sms od Krecika ( wyjaśnienie: formalnie mój jeszcze mąż, w praktyce dobijamy pomału po roku do brzegu jeśli chodzi o rozwód< Krecik to łagodna wersja kretyna, używana ze względu na córkę) : Wyjeżdzam z miasta na czas nieokreślony. Trochę się zdziwiłam, nie, że ten niesamowity facet zamierza podróżować, ale że wysłał mi smsa. Generalnie nie rozmawia ze mną od prawie roku. Wyciszam telefonu, życząc mu w myslach szerokiej drogi i wracam do pracy. Odrywam się od niej za jakies 20 min, gdy Tadek wpatruje się dziwnie w ekran iphone'a , a tam 8 nieodebranych połączeń. Oddzwaniam do jednej z koleżanek, kt, óra pyta co będę robić z Niną przez 2 tygodnie, zdziwiona odpowiadam , że normalnie, to co zwykle, szkoła, dom , lekcje, dodatkowe etc, na to ona że szkoły zamykają. W ten sposób dowiedziałam się, że syf z Chin dopadł i nasz kraj , zamrażając życie wielu ludzi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak to ma wyglądać.
Cofnijmy się do stycznia br, jako osoba nie oglądająca telewizji, a jeśli juz tow stopniu bardzo znikomym, dowiaduję się od mamy, że w Chinach jest wirus, ludzie umierają, nie mogą wychodzić z domu, tylko do sklepu. W wolnym czasie czytam coś na ten temat na necie, oglądam filmik na youtube, gdzie wyprawa do sklepu jest niczym mijsa specjalna i bardzo sie cieszę, że u nas wszystko normalnie, Chiny daleko i generalnie zagrożenia nie ma. Nie słucham czarnowidztwa Wioli, przepowiedni cioci Weroniki , ani prognozowania kolegów z pracy. Ci ostatni wyjątkowo szukają sensacji i niech mi nikt nie mówi, że tylko kobiety plotkują!!!. Temat Chin i koronawirusa gdzieś tam ucicha, przynajmniej w moim otoczeniu, by wybuchnąc po ponad miesiącu , że zaraza dotknęła Włochy i jest bardzo źle. Kolega wysyła rękawiczki i maseczki dla rodziny zamieszkującej Lombardię. Wiola szaleje, zaczyna gromadzić zapasy i panikować, ciocia Weronika bardziej niż kiedykolwiek marzy, że dożyć swoich okrągłych 80tych urodzin, a koledzy z pracy zaczynają się nakręcać ze zdwojoną siłą. Ale nic, żyjemy dalej, zbliża się dzień mojej kolejnej rozprawy, finał pojawia się gdzieś tam na horyzoncie, po niej opracja konieczna, a na co dzień córka, dom, praca, kot , znajomi, weekendy i się kręci.
I chyba tylko ten księżyc, który zagląda w moje okno co noc wiedział, że za chwilę i ja będę musiała zatrzymać się w tym pędzie zycia szalonym, a mój zaplanowany dokładanie kalendarz ulegnie radykalnej zmianie .....
Dodaj komentarz